„A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12, 26)

Niektórzy czasem męczą się, bo chcą dokonywać wielkich czynów, ale im się to nie udaje. Chcą malować piękne obrazy i nie potrafią. Męczą się, by być świętymi, i też nie potrafią. Od pytania „Co mam czynić?” ważniejsze jest inne: „Dlaczego czynię to, co czynię?”. Nie jest ważne, co czynimy: czy hodujemy róże, czy zamiatamy, czy urządzamy pranie, czy mamy wykłady na wyższych uczelniach […]. Ważne jest, dlaczego to wszystko robimy. Czy z miłości do człowieka, do Pana Boga, czy tylko z miłości do siebie?” (ks. J. Twardowski, Z miłości). 

Pół godziny już minęło. I siedzę niemalże dalej przy pustej kartce. Piszę i kasuję, i tak dziś „w koło Macieju”, próbując przelać na papier to wszystko, co dzisiaj przewija mi się w głowie. Ale mam! Czas zasiąść do uroczystego niedzielnego śniadania. Trzy razy dziś w tym krótkim Janowym wersecie nawiązujesz do słowa „służba”: ἐὰν ἐμοί τις διακονῇ διάκονος ὁ ἐμὸς ἔσται… ἐάν τις ἐμοὶ διακονῇ (=Jeśli ktoś chciałby mi służyć…sługa mój będzie…jeśli ktoś mi służy). 

Skoro się powtarzasz, to znaczy, iż jest to ważne. OK, kumam, czyli mam stać się Twoim sługą! Literalnie proste! Ale co to znaczy w praktyce? Też dajesz mi odpowiedź w tym wersie. Służyć Tobie to iść za Tobą. Pojawia się kolejne pytanie: gdzie Ciebie mogę spotkać? Pierwsza odpowiedź: w kościele (przez małe „k”), druga zaś – w Kościele (przez duże „K”). I, o ile łatwo mi spotkać Ciebie w kościele, to już w drugim człowieku kwestia bardziej skomplikowana. Łatwo jest klękać przed ołtarzami, „klepać” formuły modlitw (kręcąc niekiedy głową na cztery strony świata i myśląc o „niebieskich migdałach”). Trudniej zaś być Twoim sługą, kiedy trzeba wyciągnąć rękę do wroga, poświęcić swój czas choremu, podnieść na duchu więźnia, nakarmić bezdomnego, dostrzec człowieka w prostytutce, życzyć dobrego dnia komuś innej orientacji…Chyba rozumiem! Zasłużę wtedy dopiero na miano Twego sługi, gdy dostrzegę Człowieka w ludziach, których większość spisała na straty, bo są niepotrzebni, nieużyteczni lub „inni” niż my…wręcz diaboliczni (=jak część „porządnych faryzeuszy” nazwałaby ich). Twoi słudzy to ludzie Boga. A CZŁOWIEK BOGA to ktoś, kto potępia jedynie czyn (jeśli musi), ale nigdy człowieka. 

Trudna, to lekcja, ale pójdę za Tobą, dokądkolwiek mi każesz, obojętnie, czy to będzie łatwe i przyjemne, jak obiecałam przy pierwszym śniadaniu. Trudności na drodze hartują ducha. 

00_33

dr Magdalena Jóźwiak

Polecamy

Social Media Auto Publish Powered By : XYZScripts.com